wtorek, 5 lipca 2011

Lourdes, Pireneje i droga katarów

Za nami chyba najdłuższa nasza wycieczka tego lata. Wczoraj pobiliśmy wszelkie rekordy - przejechaliśmy łącznie ponad 800 km, nie było nas w domu od 7 rano do prawie 22 wieczorem. Dzieci też były rekordowo grzeczne. Pomimo awarii telewizorków i braku obiecanego filmu, nie marudziły. Nasza najmłodsza pięciolatka tylko zapytała, gdy pod koniec dnia zobaczyliśmy na horyzoncie zamek katarów - czy będziemy tam wchodzić? - tak jakby zwiedzanie każdego zamku było w naszym przypadku oczywistością...;)

Ale od początku. Głównym celem naszej wycieczki było sanktuarium Matki Bożej w Lourdes. Trochę się obawialiśmy, że będzie daleko, że będą tam tłumy, nie będzie można się skupić, żeby się pomodlić (mieliśmy w pamięci bardzo zatłoczone i zalane komercją Medjugorje sprzed 3 lat). Przekonali nas do wyjazdu nasi rodacy z Poznania, z którymi rozmawialiśmy w niedzielę, którzy mieli bardzo pozytywne odczucia po odwiedzeniu tego miejsca. Prosili nas tylko, byśmy nie zapomnieli o wzięciu zapasowych butelek na leczniczą wodę ze źródełka. Butelki faktycznie bardzo się przydały. Dziękujemy!

Do Lourdes pojechaliśmy autostradą, co zajęło nam razem z postojami ponad 4 godziny w jedną stronę. Wczoraj padało z niewielkimi przerwami przez pół dnia, dopiero rozpogodziło się po południu. Takie też były wcześniejsze prognozy i to w dużej mierze zadecydowało, że udaliśmy się w długą samochodową podróż. Po drodze na jednym z postojów podziwialiśmy z daleka Carcassonne. Bardzo pięknie prezentowały się też pola słoneczników, choć trudno było to uchwycić w obiektywie.



W Lourdes udało się nam zaparkować bardzo blisko bazyliki, ludzi było sporo, ale na dużym terenie, tłumów się nie czuło.


W kaplicach i kościele panowało modlitewne skupienie. Szczególne wrażenie zrobiła na nas podziemna Bazylika św Piusa X.


I oczywiście sama grota.


Z Lourdes, gdzie jeszcze udało się nam coś gorącego przekąsić, ruszyliśmy na wycieczkę w wysokie Pireneje do Pont d'Espagne. Droga prowadziła krętymi serpentynami, w krótkim czasie podjechaliśmy prawie 1000 metrów w górę. Na parkingu Pont d'Espagne zatrzymaliśmy się tylko dosłownie na chwilę, bo jednak czas było wracać do domu. Po drodze mogliśmy zobaczyć kilka bajkowych wodospadów.


Z powrotem zdecydowaliśmy się wracać drogą D117, do której kilkadziesiąt kilometrów musieliśmy podjechać autostradą. Droga na początku, od zjazdu z autostrady, była dość męcząca, bo prowadziła przez tereny zabudowane, ale potem okazała się sympatyczna. Dobrze się jechało, bo o tej porze ruch był wyraźnie mniejszy. Dopiero w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że przechodzi w pobliżu kilku średniowiecznych zamków katarów, których jeszcze nie widzieliśmy: Montsegur, Puilaurens i Puivert.


Ciekawy odcinek drogi czyli niespodziewany zjazd serpentynami z przełęczy Col du Portel mieliśmy przed Quillan, a potem skalisty wąwóz Defile de Pierre-Lys wzdłuż rzeki Aude. No i oczywiście same miejscowości, przez które główna droga prowadzi wąskimi ulicami - nieustannie nas to zadziwia, jak można mieszkać mając tuż za oknem (dosłownie) przejeżdżające samochody. Czasowo podróż drogą lokalną nie okazała się dużo dłuższa niż przejazd autostradą - zajęła nam około 5 godzin. Z pewnością w środku dnia jechałoby się nią dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz